Nazwa forum

Opis forum

Ogłoszenie

Witaj w moim świecie. Nazywam się... niegdyś nazywałem się Marcus Tilskin. Teraz jestem chodzącym trupem. Oczywiście nie takim, jak zapewne myślisz (nie najlepiej woniejącym workiem robaków?). Po prostu moje ciało umarło. Nie ma go. Tęsknię za nim, jak za starą miłością. Co jest przyczyną? Świątynia. Świątynia jest przyczyną. Jedyną. Niezaprzeczalną. To ONA mi je zabrała. To ona zamknęła mnie w tym sarkofagu, w którym będę dopóty, dopóki ktoś nie posiądzie mocy zdolnej go zniszczyć. Zdolnej przełamać kraty mojego więzienia. Mam tylko nadzieję, że gdy to się stanie, świątynne psy będą już dawno rdzewieć w rynsztokach...

#1 2011-12-17 18:51:54

Mortal One

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-30
Posty: 18
Punktów :   

Perpetuum mobile PBF - matsy

Z Fałszywego Życia autorstwa Marcusa Tilskina (wersja oryginalna):

To był dziesiąty kwietnia. Dzień, w którym ze stanowiska w "Telebrim Tribune" zdymisjonowano mię. Do mego przyjaciela, Herberta Paxta, wtenczas się udałem, z zamiarem wyciągnięcia go do której z telebrimskich spelun. Przy interlokucji wyjawił mi, iż ma coś, co może mą atencję przyciągnąć. Materiał, co zapewne możność zdobycia nowej posady mi da; chodziły bowiem słuchy o zniknięciach jakich, co w dzielnicy proletariackiej się zdarzyły. Niezwykłych, gdyż ciał ludzkich nigdy nie odnajdywano - bez śladu znikały. "Jeśli reflektujesz na to, możemy się tam wybrać i wybadać sprawę. Wspólnie" - dodał. Orzekłem, iż za parę dni będę gotów. De facto nigdy nie byłem, acz z drugiej strony, inszego wyjścia nie miałem. Swą krótką ekskursję o świcie jęlim. Na miejscu paru miejscowych wypytalim, śmierdzącą swołocz, o zniknięcia owe. Rzekli, iż ostatnie raptem dniem wczorajszym się zdarzyło. I pierwsze to było, co świadków miało - polecono nam wówczas niejakiego Grabarza, starego mieszkańca pobliskiego mogilnika, co okazjonalnie trupy tam chował. Dziad niskim, pokręconym się okazał człeczyną, o twarzy pokrytej dziobami po ospie. Zębów połowę miał w deficycie, toteż trochę minęło, nim doszlim my do meritum sprawy. Bredził coś o jakim mechanicznym ptaku, co porwał kobietę, nad grobem męża dumającą. Z góry on zleciał. Z początku za zwykłego, cmentarnego kruka go wziął, atoli później, im bardziej się zbliżał, tym bardziej w strach on obrastał. Przeżył, gdyż schował się za jednym z nagrobków. Oczywiście, zaraz wyszlim my stamtąd, starcowi miedziaka w podzięce rzucając. Nie chcielim my słuchać bajań podobnych. Atoli w dwa dni później wróciłem tam, tym razem już bez Herberta. Coś przyciągnęło mię w to miejsce nieprzyjazne... coś znacznie więcej, niźli zwykła ciekawość. Rudera, w której Grabarz pomieszkiwał (dotąd nie poznałem jego prawdziwej "godności"), pusta stała. Żywej duszy... Aliści ledwo stamtąd wychynąłem, coś za ramiona szarpnęło mię mocno. Nim krzyknąć jąłem, byłem już w przestworzach... Zaś gdy w górę uniosłem wzrok swój, z wrażenia wprost oniemiałem. To COŚ było wielkie, mechaniczne, smarem woniejące. Setki małych trybów wewnątrz stwora klekotały, warstwami grubej blachy przysłonięte. I gdy patrzyłem tak, to ptaszysko żelazne odwróciło samo łeb w stronę mą. Choć oczu nie miało, to wiedziałem, iż mię widzi. Wiedziałem, iż gdzieś tam, z wnętrza onej machiny potwornej, rozklekotanej, człek na mię spogląda...

Dłuższą chwilę lecielim, gdy pojąłem, co jest onej podróży celem. Wielki, rzekłbym wręcz: monstrualny budynek niedawnej redakcji mej. Dotąd dalej, niźli na pierwsze piętro nie dotarłem - byłem li zwykłym reporterem terenowym. W końcu wlecieliśmy na jeden z wyżej położonych tarasów, gdzie mój skrzydlaty oprawca wylądował z hukiem, puściwszy mię wpierw. Na kamienną posadzkę rzucony, z wysokości co najmniej dwu metrów, na chwilę straciłem rezon. Gdy ten powrócił, zdołałem jeno spostrzec rozmazane oblicze mężczyzny w kitlu. Później żem stracił przytomność.

Związan się ocknąłem. Pasy mocne, skórzane oplatały mię, nawet najdrobniejsze ruchy uniemożliwiając do cna.
- Widzę, iż nasz pacjent już się obudził. - Usłyszałem. Nim wzrok mój do światła się przyzwyczaił, poczułem lekkie ukłucie w ręce.
- To cobyś nie był zbyt nerwowy, gdy zaczniemy - rzekł jaki głos chropowaty przy mym uchu. Wywiedzieć zrazu się spróbowałem, co niby zaczynać mają, gdy poczułem, jako bezwład gwałtowny, co rozlał się po całym ciele mym mrowieniem, narządów mowy sięga także. Ni słowa wykrztusić tako nie zdołałem. Miast tego wbiłem wzrok swój w oprawcę: ten sam mężczyzna w kitlu to był, co go po upadku spostrzegłem. Wąsy miał, rzadkie, przetłuszczone włosy i nieco obłąkańcze spojrzenie. On również na mię spojrzał, atoli z radością jaką, w której groźba wisiała:
- Chcesz wiedzieć li, co tu robisz, prawda? Porzuć więc swe troski, człeczyno! Chcemy pomóc ci zyskać nieśmiertelność, czyż to nie piękne? - Cóż... jeśli miałbym kiedykolwiek dostać takową szansę, wolałbym, ażby doszło do tego w okolicznościach nieco przyjemniejszych. Niestety - wtedy za późno już było, ażby wszelki bieg wydarzeń odwrócić. Wtem zobaczyłem, iż sufit nade mną przemieszcza się, w tył gdzieś uciekając. Ach tak. Z pewnością gdzie mię zabierają - pomyślałem. W końcu sufit spoczął na swym miejscu, a po chwili dłuższej schwycon zostałem przez kilka par silnych rąk. Przeniosły mię one do czegoś ciemnego - po plecach mych dreszcze przebiegły, i to mimo środka paraliżującego. Wydawało mi się, w każdym razie, iż przebiegły. Bowiem winny. Później usłyszałem, jako coś z hukiem się zatrzasnęło. Wówczas całkowita ciemność zapadła. Nie wiedziałem jeszcze, iż przyjdzie mi w niej długo egzystować. Wtem do wnętrza tego czegoś wdarło się buczenie i coś jakoby huk mechanizmu ogromnego, wszystko przez grubaśne ściany urządzenia przytłumione (bowiem było to zapewne JAKIEŚ urządzenie), a także przez mój umysł otępiały. I narastało owo buczenie, w końcu zlewając się z hukiem. Myślałem, iż ogłuchnę. Może i ogłuchłem. W chwili, gdy uszy jęły mię boleć w istocie dotkliwie, poczułem, iż nie mogę oddychać. Zamkniony w jakiejś tubie ciemnej się dusiłem... co więcej, po chwili jąłem też dziwnie widzieć. Choć wcześniej me oczy jeno ciemność "dostrzegały", teraz wszystko jakby rozjaśnieniu ulegało. Wtem... wzrok mój przebił się przez machiny ściany. Wąsacza w kitlu ujrzałem, z dzikiej radości skaczącego, z okrzykiem: "Działa, to DZIAŁA". Także jego krępego, ogolonego na łyso pomocnika, tego zaś niespokojny oddech słyszałem, jakbym stał tam, tuż obok. Pole wzroku wciąż rozszerzeniu ulegało, chociaż świat, który oczom mym się ukazywał, był inszy, niźli dotychczas. Jakiś... szary, pozbawion kolorów i dziki. Jeno ludzie, widziani czasem przez ściany, barwne plamy jakie stanowili. Wówczas słyszeć jąłem... coś jakby szepty. Tysiące, miliony szeptów... umysł mi wprost rozsadzało. Zupełnie, jakby cały ludzki ród postanowił raptem w mych uszach się zgromadzić. Ad extremum obraz rozjaśnił się tak, iż cierpieć zacząłem. Dotkliwie, atoli różnie od sytuacji, w której cielesny ból czułbym. Ten wnikał o wiele głębiej... jakoby samej duszy dotykając. Oto więc ma własna dusza mię bolała, ilekroć przybywało tego przeklętego światła. I wówczas nastąpił Rozbłysk, a me ciało, dusza, wszystko, cała ma istota, z owym bólem się zlała. Krzyczeć chciałem, lecz nim zdołałem choćby jedną składną myśl złożyć, ciemność zapadła. Gdy się znów zbudziłem, mą krwią był smar, a ja już na zawsze miałem słyszeć klekot trybów miast bicia swego serca... Odtąd perpetuum mobile się stałem. Byłem, jestem i zawsze będę. Wiecznie w ruchu. Wiecznie umarły.

Słowa Najświętszego Patriarchy:

Udało się. Ludzkość odkryła receptę na nieśmiertelność, a maszyny przestały być jedynie bezmyślnymi tworami. Teraz mogą nie tylko nam służyć - teraz mogą BYĆ NAM POSŁUSZNE.

Z Księgi Stali:

Ciało jest największym wrogiem człowieka, z którym ten zmaga się całe życie. Zabijając ciało, zapewniamy więc pokój.

Offline

 

#2 2011-12-22 14:46:47

Mortal One

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-30
Posty: 18
Punktów :   

Re: Perpetuum mobile PBF - matsy

Dzień był pochmurny. Tyle przynajmniej zdołał dojrzeć więzień Tilskin, gdy pędzili go korytarzem, w którym było jedyne okno, jakie mógł oglądać od niespełna dwóch lat. Dalej znajdowało się pomieszczenie przedzielone lustrem weneckim, gdzie miał stanąć po tej "niewidzialnej" stronie. Bywał tu praktycznie codziennie - świadczyło o tym jego wyświechtane krzesło, z którego sztuczna skóra złaziła płatami, odsłaniając pluszowe wnętrzności. Skrzypnęło, gdy na nim siadał. Po drugiej stronie, jak na razie, nikogo. Wbił więc swój wzrok w posadzkę. Zaraz odszukał nim monetę, relikt dawnych czasów, którą jakiś nieuważny budowniczy musiał wtopić w beton. Surowe oblicze cesarza Marcusa odpowiedziało na wyzwanie spojrzeniem. Wiecznym dopóty, dopóki stopy Świątynnych nie zetrą go zupełnie z powierzchni krążka. Wtem po drugiej stronie szczęknęła zasuwa, a metalowe odrzwia stanęły otworem. Tilskin krzyknął mimowolnie. Wiedział, co oznacza ten krzyk dla ludzi, którzy właśnie wchodzili do środka, z pochylonymi głowami. Wyrok śmierci. Jednak wiedział też, odkąd był tu więziony, że prędzej czy później Świątynni i tak się dowiedzą. Mógł zachowywać kamienny wyraz twarzy, lecz to nic nie pomagało w takich sytuacjach. Każde, nawet najmniejsze drgnienie nerwu na jego twarzy oznaczało Wyrok.
- Tilskin, spokój tam - dobiegł go mechaniczny głos z megafonu wbudowanego w ścianę po prawej. Co prawda, mimo że szkło weneckie nie przepuszczało obrazu w jedną stronę i robiło to samo z dźwiękiem, też zapewne miało jakieś granice możliwości. A może go po prostu chcieli upokorzyć, tak jak się zdarzało już niejednokrotnie... W każdym razie, oto przed jego oczami stanęły trzy osoby, wobec obecności których nie mógł zareagować inaczej, niż krzykiem; buntownicy, kompani i, jak się przyjęło, najzagorzalsi wrogowie Świątyni, z Herbertem Paxtem na czele. Megafon zatrzeszczał.
- Tilskin, poznajesz ich? - Teraz nie pozostało mu nic innego, jak potwierdzić. Tymczasem za zwałami stali, kabli i betonu, które każdy inny nazwałby piętrami, ktoś głośno się zaśmiał. Z radością. Z euforią.
- Nareszcie. - Gdyby maszyny mogły ronić łzy, to robocia maska szefa świątynnego wywiadu, Xil'a'Kana, byłaby teraz od nich cała mokra. Nareszcie - dopowiedział sobie w myślach Aji'h, jego przybrany syn, a zarazem najpilniejszy uczeń. Nareszcie znamy ich wygląd. Teraz pozostaje tylko zacząć łowy. Dwa piętra niżej, fałszywi buntownicy opuścili salę z kamiennymi twarzami.

Offline

 

#3 2011-12-23 19:03:38

Mortal One

Administrator

Zarejestrowany: 2011-11-30
Posty: 18
Punktów :   

Re: Perpetuum mobile PBF - matsy

1. Lokacje - "przygodowy" system.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.fairest-mg.pun.pl www.graninja.pun.pl www.forumtira.pun.pl www.enemy.pun.pl www.tstramwaj2.pun.pl